Witam Was!!!
Dziś taki trochę inny post.
Trzy lata temu,
tak dobrze czytacie
trzy lata temu wzięłam udział w zabawie "Wędrująca książka"
Spodobała mi się zabawa przeczytania książki i posłania jej dalej.
Książka trafiła do mnie w idealnym terminie, bo 21.01.2016r
czyli w dzień na koniec którego wylądowałam w szpitalu na porodówce.
Oczywiście jak tylko książka przyszła to wpakowałam ją do torby
z myślą że zacznę ją czytać w szpitalu.
Niestety sprawy się skomplikowały i książka trochę poleżała...
Gdy już chcąc nie chcąc nabrała mocy prawnej zabrałam się za nią.
Niestety absorbujące dziecko nie dawało zbyt wiele czasu na jej czytanie,
więc trochę czasu to zajęło ale się udało.
Książka która do mnie trafiła jest oparta na autentycznej historii,
którą opisała mama głównego bohatera.
"Billy. Kot, który ocalił moje dziecko"
Z kotami nigdy nie miałam do czynienia
tylko tyle co czasem jakiś kot przyszedł się połasić jak bywałam u Babci.
Nie mam pojęcia jak wygląda życie z kotem i do czego są one zdolne.
Dlatego też byłam bardzo ciekawa książki.
Nim zaczęłam ją czytać nie czytałam recenzji.
Książka jest świetna. Bardzo fajnie się ją czytało.
Napisana prostym językiem, pokazująca jak zwierze potrafi odmienić nasze życie.
Bohaterem książki jest kot Billy i autystyczny Fraser.
W książce opisane jest jak kot trafił do rodziny i związane z tym historie.
Nie będę Wam opisywała co i jak, bo to trzeba przeczytać.
Nie mniej nie zdawałam sobie sprawy, że kot może być aż tak inteligentny
i jakby czytający w myślach.
Kot pomaga między innymi nauczyć chłopca korzystania z nocnika,
pomaga przezwyciężyć strach przed myciem głowy i pomógł w nauce chodzenia.
Czytając tą książkę w wiele sytuacji wręcz nie mogłam uwierzyć.
Ta książka to mój pierwszy kontakt z kotem domowym i tym co on potrafił.
Mówi się że koty mają moc, ale nie myślałam że aż taką.
Polecam Wam przeczytać tą książkę
i dowiedzieć się co łączyło tych dwoje Billego i Frasera ;)
Książka pokazuje jak matka i rodzina ciężko chorego dziecka musi o wszystko walczyć
i jak cieszy się wielkim sukcesem jakim jest choćby jedzenie sztućcami przez dziecko...
Zapraszam do poprzednich postów:
Brzmi ciekawie. Ja jako dziecko miałam przez wiele lat koty i to naprawdę kochane i inteligentne zwierzaki 🙂
OdpowiedzUsuńa ja miałam do czynienia zawsze tylko z kotami podwórkowymi ;)
UsuńMusiał być to wyjątkowy kot,
OdpowiedzUsuńnie wszystkie są takie ...
Świetnie ,że przeczytałaś :-)
podejrzewam i dlatego czytałam tą książkę co chwila powtarzając WOW albo "nie wierzę" ;)
UsuńLubię koty tylko na zdjęciach, ale wygląda na to że książka ciekawa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
taaak, na zdjęciach są kochane ;)
UsuńAż miło sie czyta o zwierzakach ratujących swoich opiekunów i ich bliskich.
OdpowiedzUsuńto prawda!
UsuńTej książki akurat nie miałam okazji czytać :)
OdpowiedzUsuńJak będziesz miała okazję to polecam!
UsuńBrzmi fajnie, książki o takiej tematyce są ciekawe :)
OdpowiedzUsuńTak, była bardzo ciekawa ;)
Usuńchetnie przeczytam w przyszlosci
OdpowiedzUsuńPolecam!
UsuńMam bzika na punkcie kotów (w szczególności mojego), więc na pewno kiedyś sięgnę i po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńJa nie znam zwyczajów ani kotów ;(
UsuńJestem trochę kociarą i uwielbiam koty 😊
OdpowiedzUsuńMusze rozejrzeć się za tą książka i poczytać.
Pozdrawiam Alina
ja zawsze psa miałam i jakoś o kotach nigdy nie myślalam ;)
UsuńJa jestem kociarą na całego ;) U nas w domu była taka sytuacja, że w przedpokoju zaczął się pożar, kot przyszedł do łóżka do taty i płakał aż tata wstał. Więc uznaję, że kot nas uratował ;)
OdpowiedzUsuńDlatego ja się wiele spodziewam po tych zwierzętach, mimo że nauka dziecka korzystania z nocnika brzmi niewiarygodnie :D
uratowanie przed pożarem też chyba do normy nie należy :)
Usuń