Strony

środa, 1 marca 2017

Kolejny smutny dzień

Witam Was!!!

Dziś dla mnie i dla mojej rodziny kolejny smutny dzień.


1.03.2017 r. godz. 10.50 (lub wcześniej)
zmarła moja Babcia Władzia.

Z dziadków zostaje na tym ziemskim padole 
tylko Dziadek Zdzisek, ojciec taty.

Niestety w ostatnim czasie los bardzo nas doświadczył.
Dwie nagłe śmierci...
To jest najgorsze, 
gdy nie masz możliwości się z tym oswoić...

Ciężko tak po ponad 30 latach, pogodzić się z taką stratą...

Babcia Zosia mogła dziś jeszcze z nami być 
gdyby nie postępki wujostwa.
Babcia Władzia chyba sama wybrała taką drogę... 
nie chciała być dla Dziadka ciężarem i żeby się nią opiekował. 
Pracowała na akademii medycznej Jagiellona z lekarzami. 
Sama pracowała w laboratorium to wiedziała jak jest
i co jej dolega...

Najgorsze w tym wszystkim jest to, 
że dopiero jak kogoś stracimy 
uświadamiamy sobie jakie "błędy" popełniło się w stosunku do tej osoby, 
a których można było uniknąć...
Babcia Władzia widziała Młodego aż dwa razy...
 Pierwszy raz gdy miał 5 miesięcy... 
Drugi raz gdy miał 10 miesięcy...
 Niestety stanowczo za mało 
żeby Młody jakoś do Babci się przekonał, 
nie chciał być u niej na rękach i płakał 
i nie ma żadnego zdjęcia z drugą Prababcią.
Ale za to Babcia Władzia widziała jak Młody chodzi,
a Babci Zosi nie było to dane,
a tak na to czekała...

Można teraz gdybać, 
że gdyby po porodzie nie było tych wszystkich problemów 
na pewno obie Babcie spędziły by z nim więcej czasu 
i może miałby choć jedno zdjęcie z prababcią Władzią...
Gdyby nie rehabilitacja i te ciągłe wizyty u lekarzy,
do tego przymusowa kwarantanna po wyjściu z KPN
mielibyśmy więcej czasu.
Niestety 4 miesiące uciekły od tak, 
jakby Młodego nie było...


Dziadek nim zmarł leżał 2 lata.
Wpierw dostał wylewu, 
ale wyszedł z tego na tyle na ile było to możliwe w jego wieku.
Chwile później znowu trafił do szpitala - po endo biodra.
Można było tego łatwo uniknąć,
ale dla mojej ciotki i wujka ważniejszy był grill.
Przez długi czas Babcia wyrzucała sobie, że to z jej powodu leżał.
Tak nie było. Co ona biedna sama mogła zrobić?
Sama chodziła o lasce, bolał ją kręgosłup,
a oni zostawili ich samych.
Dziadkowi zakręciło się w głowie i spadł z ławy.
To był początek jego męczarni.
Następnie zapalenie płuc...
Tu już tylko czekaliśmy żeby odszedł żeby się nie męczył.
Nie było mu dane spokojnie umrzeć  :(
Moja kochana kuzyneczka się nim "opiekowała" 
(czytaj Babcia skakała koło niej i jej dziecka i koło Dziadka)
i brała za to pieniądze z urzędu pracy.
Taka kochana i opiekuńcza kuzyneczka...


Od dawna żałuję, że wyprowadziłam się z Cieszyna 
i pozbawiłam możliwości spędzania większej ilości czasu
 z Dziadkami i ogólnie rodziną, 
ale z drugiej strony 
jakbym się nie wyprowadziła nie miałabym Młodego...
Coś za coś, jak to mówią...  :(


Przepraszam, 
ale nie radzę sobie z nadmiarem złych wiadomości 
i takimi emocjami. 
Nie umiem podejść do tego jak do czegoś normalnego...


Za bardzo to wszystko boli...


A ile czasu minie nim przestanie boleć??


Teraz Babcia Zosia i Władzia siedzą z Dziadkiem Karolem,
wspominają dawne czasy
i patrzą na nas z góry


Brak komentarzy: